Jak z baleriny stać się agentką.

Jennifer Lawrence jest aktorką, która po występie w "Igrzyskach śmierci" zdecydowanie ma teraz swoje 5 minut i wykorzystuje je aż do przesady. Jej specyficzne zachowanie oraz raczej przeciętna gra aktorska nigdy nie skłoniły mnie do głębszej refleksji nad jej osobą. Niedawno reżyser "Igrzysk..." Francis Lawrence znów zaprosił do współpracy młodą artystkę, co dało owoc w postaci "Czerwonej jaskółki", którą wciąż można obejrzeć na ekranach kin.

"Czerwona jaskółka" to bazujący na książce o tym samym tytule szpiegowski thriller z całkiem niezłą obsadą. A jak szpiegowski thriller to oczywiście Rosja. Główną bohaterką jest grana przez Lawrence Dominika Jegorowa, wybitnie utalentowana primabalerina teatru Bolszoj, która w wyniku tragicznego wypadku podczas występu doznała kontuzji, dożywotnio dyskwalifikując się kariery na deskach teatru. Dziewczyna nie ma w życiu lekko - samotnie sprawuje opiekę nad chorą matką w opłacanym przez Bolszoj mieszkaniu. Wydaje się, że dramatyczna sytuacja życiowa stawia Dominikę w ślepym zaułku. Otóż nic bardziej mylnego - z pomocą nadchodzi poczciwy wujek (o jakże oryginalnym imieniu Wania), pełniący ważną funkcję w rosyjskim wywiadzie. Dziewczyna nie ma wyjścia - albo godzi się na przedstawione przez Wanię warunki, albo teatr wyrzuci ją i matkę na ulicę. Dziewczyna tym samym zostaje włączona w program szkoleniowy tzw. "jaskółek", których głównym zadaniem jest wykorzystywanie swojego ciała do uwodzenia i, jako konsekwencję, zdobycia ściśle tajne informacje od wrogów matki Rosji. Pod naciskiem wuja i jego ważnych przyjaciół, celem bohaterki staje się amerykański agent CIA Nate Nash, który w opinii Wanii może posiadać informacje dotyczące kreta wśród rosyjskich przełożonych. Dziewczyna wplątana zostaje w zawiłą intrygę, grę, w której nie może ufać nikomu, a najmniejszy błąd może kosztować ją życie. Skazana tylko na siebie stara się przetrwać i uwolnić od roli "jaskółki".


Historia Dominiki, w teorii ciekawa, toczy się przez prawie dwie i pół godziny. Reżyser stara się umilić ten czas widzom serwując to coraz to nowsze intrygi i zwroty akcji. Wielbiciele Jennifer na pewno nie wyjdą z kina zawiedzeni - to chyba pierwszy film z udziałem aktorki, w którym występuje w tak odważnych scenach (pokazując, że nie ma dla niej granic). Problem w tym, że mimo starań Lawrence, fabuła niespecjalnie trzyma się kupy. Mam wrażenie, że sklejono w "Czerwonej jaskółce" kilka różnych pomysłów na scenariusz z myślą, że "jakoś to będzie". W rezultacie doświadczamy filmu, który przedstawia historię w tak zawoalowany sposób, że nie ma za bardzo ładu i składu. Natłok gierek i manipulacji jest tak skumulowany, że aż niemożliwy. Ilość podstępów do jakich musi uciekać się dziewczyna, żeby przechytrzyć potężne machiny jaką są CIA i KGB jest nielogiczny i niewiarygodny. Wybaczcie, ale trudno mi uwierzyć, że balerina, która nigdy nie została nawet poddana przesłuchaniu, nagle staje się mastermindem intryg przechytrzającym wysokich rangą starych rosyjskich agentów, którzy służyli samemu Stalinowi. Same zwroty akcji może i faktycznie zaskakują, jednak wobec tej dziwnej plątaniny zdarzeń nie wydają się mieć ogólnego znaczenia i sensu. 

Dodatkowym potężnym zarzutem jest język jakim mówią bohaterowie. Nie jestem w stanie (i chyba nigdy się to nie zdarzy) zrozumieć jak można kazać postaciom odgrywać role ROSJAN mówiących PO ANGIELSKU z ROSYJSKIM akcentem. Proszę, pomóżcie mi to zrozumieć. Ciekawym problemem jest także określenie w jakich czasach dzieje się akcja filmu. Niby są one współczesne, co możemy zakładać patrząc na różnorakie elementy, takich jak laptopy, kamery czy komórki jednorazowe używane przez bohaterów, z drugiej jednak strony budynki i wystrój pomieszczeń sugerują czasy zimnej wojny. Wydaje się, że reżyser ślepo podąża za stereotypem, według którego Rosja (jak również kraje byłego bloku wschodniego) jest krajem, w którym zatrzymał się czas a po ulicach chodzą niedźwiedzie. To zderzenie światów jest szczególnie zauważalne w niektórych scenach, co doprowadza do poczucia absurdu do jakiego posuwa się scenarzysta w tym filmie (jak choćby umieszczanie dyskietek w... najnowszym modelu laptopa).   

"Czerwoną jaskółkę" ratuje jedynie mroczny klimat thrillera i dość zaskakujący plot twist, nie powiedziałabym jednak, że produkcja ta wspina się na wyżyny gatunku. Żaden z aktorów nie wyróżnia się grą aktorską, a fabuła sama w sobie nie oferuje niczego odkrywczego. Brak koherencji między scenami w konsekwencji tworzy nielogiczną dwuipółgodzinną mieszankę czegoś, co miało zadatki na niezły kryminał. To film, o którym nawet nie warto rozważać po wyjściu z kina.

Komentarze