Party all night.

Powiem wam, że prawie rok bez kina to czas niesamowitej męczarni. Platformy streamingowe w tym czasie dwoiły się i troiły, by zastąpić nam salę kinową, ale - umówmy się - nic nie równa się ciemnej sali i odgłosu odsłanianej kurtyny.  I w końcu nastała wiekopomna chwila: wygłodniali widzowie (a wśród nich i ja!) rzucili się na pierwsze seanse. A czym najlepiej uraczyć spragnionego wrażeń człowieka, który przez wiele miesięcy siedział zamknięty w domu jeśli nie przyjemną komedyjką? Panie i panowie, na ekranach, teraz, "Palm Springs".


A Palm Springs to gorąca dziura w Kalifornii, która służy głównie jako ośrodek wypoczynkowy lub też świetne miejsce na zorganizowanie wesela. I w takich oto okolicznościach poznajemy głównych bohaterów filmu. Sarah (Cristin Milioti) przygotowuje się do ślubu swojej siostry, na której będzie świadkową. Wkoło radosna atmosfera oczekiwania, w końcu to wielki dzień dla młodej pary. Jeden gość zdecydowanie wyróżnia się na tle pozostałych i przykuwa uwagę dziewczyny - Nyles (Andy Samberg), młody i beztroski facet, który zdaje się mieć gdzieś wszystkie zasady i resztę zaproszonych osób. Pomiędzy nimi wyraźnie iskrzy i wygląda na to, że znajomość może przerodzić się w coś więcej. Problem w tym, że następny dzień łudząco przypomina Sarze ten, który dopiero co się skończył...

Okazuje się, że za sprawą Nylesa Sarah znalazła się w tak zwanej pętli czasowej. Od tej pory paradoksalnie już nic nie będzie takie samo. Dzień w dzień bohaterowie budzą się i szykują na ślub, postanawiają więc urozmaicić sobie tą nową-starą rzeczywistość poddając swoje ciała najróżniejszym próbom, pijąc, tańcząc... w końcu konsekwencje nie istnieją, można robić tak naprawdę wszystko, bo świat resetuje się w momencie zamknięcia oczu. Chciałoby się rzec "żyć nie umierać!", jednakże Sarah w przeciwieństwie do Nylesa nie jest w stanie pogodzić się z byciem więźniem czasu i postanawia wziąć sprawy w swoje ręce.


Fani seriali "Brooklyn 9-9" i " How I met your mother" będą usatysfakcjonowani z castingu. Samberg i Milioti na ekranie dogadują się całkiem nieźle, jest między nimi przyjemna chemia, choć ten pierwszy  moim zdaniem dużo lepiej odnajduje się w "jajcarskiej" częsci fabularnej. W pakiecie dostajemy też kilka ciekawych postaci drugoplanowych (jak choćby J. K. Simmons), parę fajnych gagów i dobrą ścieżkę dźwiękową.

Wiele było już filmów z motywem pętli czasowej, nie jest to więc jakaś niesamowita nowinka. Wydaje się jednak, że reżyser pod płaszczykiem luźnej komedii romantycznej stara się przemycić słodko-gorzkie rozważania na temat życia i śmierci. Otóż tak, mili państwo, historia Sary i Nylesa idealnie trafiła na czas pandemii, gdzie rzeczywistość milionów ludzi wywróciła się do góry nogami. Tak jak w "Palm Springs" dni wielu z nas od jakiegoś czasu wyglądają praktycznie tak samo. Poczucie zawieszenia w przestrzeni, przeciekania czasu przez palce i stania w martwym punkcie to wrażenie, które z pewnością towarzyszy nam od początku pandemii. Dodatkowo, można też zastanawiać się nad słusznością działań bohaterów. Czy to co robią jest moralne skoro dobrze wiedzą, że nie poniosą żadnej odpowiedzialności za swoje czyny? I, co za tym idzie, czy warto jest żyć według zasad w świecie, w którym zasad zwyczajnie brak? Idąc jeszcze dalej można analizować zachowania pary jako chęć wyrwania się z systemu, postawienia na swoim...


Problem w tym, że wszystkie te interpretacje wydają mi się być dalece przesadzone. Przykro mi, lecz totalnie nie kupuję opowieści o marazmie millenialsów. Może i twórcy chcieli przekazać coś więcej niż tylko szaloną opowieść o dwójce (?) osób uwięzionej w pętli czasu, forma podania jednak nie zachęca do głębszych przemyśleń. Z pewnością wielu z was zapomni o "Palm Springs" na następny dzień, bo, nie łudźmy się, nie jest to produkcja, która wznosi widza na wyżyny refleksji. Można próbować dopisać do fabuły kilka poważnych wniosków, nie widzę w tym większego sensu i myślę, że lepiej poprzestać na miłym i zabawnym seansie, który na dwie godziny oderwie zmęczonego życiem i pandemią człowieka, nie uważacie?



Komentarze