Cena godnego życia.

Ken Loach rozłożył już mnie raz na łopatki. Jego dobitny "Ja, Daniel Blake" z 2016r. nie pozostawił obojętnym chyba nikogo. W tym roku brytyjski reżyser powraca z nową produkcją, bardzo zbliżoną zarówno w treści jak i w formie, pod intrygującym tytułem "Nie ma nas w domu". Szykowałam się na mocny seans, ale nie sądzę aby ktokolwiek był do końca przygotowany na tak silny ładunek emocjonalny.

Rick i Abbie to rodzina jakich wiele. Wraz z dwójką dzieci wynajmują mieszkanie w Newcastle. Kobieta pracuje jako opiekunka osób starszych i chorych a Rick łapie etat w firmie kurierskiej. Ledwo wiążą koniec z końcem, harują więc od rana do nocy, by móc odłożyć pieniądze na przyszłość. Praktycznie nie przebywają w domu, jakoś przecież trzeba żyć. W mieszkaniu czeka na nich dwójka dzieci - nastoletni wagarowicz Seb, który każdą wolną chwilę spędza na ćwiczeniu graffiti. Jego młodsza siostra Lisa Jane to rezolutna i niewinna dziewczynka próbująca utrzymać go w ryzach. Ot, rodzina, która z miłością wspólnie próbuje stawić czoła życiu. Nowa praca Ricky'ego przynosi nadzieję na lepsze czasy. Ale czy nie stanie się ona jego przekleństwem?

Wraz z Rickym ruszamy w podróż jego nowym vanem, by poznać mechanizmy jego codzienności. Ujadające psy, wkurzający klienci, zbędne mandaty i najbardziej chamski szef świata. Okrutne tempo narzucone przez firmę, brak snu i jedzenia fatalnie odbija się na samopoczuciu mężczyzny. Pragnie zrobić wszystko, by jego rodzinie niczego nie brakowało, a w zamian otrzymuje tylko wyzwiska i brak szacunku. Jego żona wcale nie ma lepiej - wykańczająca fizycznie praca przy niepełnosprawnych staruszkach za nędzne pieniądze nie rokuje pozytywnie na przyszłość. Wycieńczone małżeństwo bezskutecznie próbuje się wyplątać ze spirali niekończących się obowiązków i piętrzących się problemów. Loach nikogo nie oszczędza, nie popada w przesadę i niczego nie upiększa. Po prostu, przez 2h pokazuje życie setek tysięcy rodzin, którzy zmagają się z identycznymi troskami w swoich domach. I są to dwie godziny pełne bólu, bo nie pokazuje nam żadnego pozytywnego wyjścia z tej jakże tragicznej sytuacji.


Och, ciężko patrzeć na to, co dzieje się na ekranie. Ale nie jestem w stanie zaprzeczyć niczemu co pokazuje historia rodziny Turnerów. To po prostu samo życie. W walce o utrzymanie się na powierzchni człowiek chwyta się wszystkiego co może. Loach nie pozostawia suchej nitki na kapitalizmie, i trudno mu się dziwić.... Dlatego nie jestem w stanie dać jednoznacznej oceny, bo w końcu jak można ocenić ludzkie życie? Dopiero teraz, pisząc tę recenzję, zdałam sobie sprawę jak dobre jest polskie tłumaczenie tego filmu - "Sorry we missed you": treść karteczki, którą zostawia Ricky nieosiągalnym odbiorcom paczek. "Nie ma nas w domu" czyli istota życia Ricky'ego, niewolnika pracy, rozwożącego przesyłki innym nieobecnym.

Komentarze