Piękny socjopata.

Socjopatą określamy osobę, która lekceważy normy i zwyczaje obowiązujące w danej kulturze czy środowisku, nie liczy się z uczuciami innych, manipuluje ludźmi i nie ma poczucia winy. Szacuje się, że 1 na 25 osób może przejawiać takie cechy. Dlaczego o tym wspominam? Ano dlatego, że niedoszły nominowany do Oscara w kategorii najlepszy film nieanglojęzyczny, "Anioł" w reżyserii Luisa Ortegi, właśnie wszedł na ekrany kin. A tam mamy do czynienia z podręcznikowym przykładem socjopaty.

Zalotny uśmiech, kręcone blond włosy, filigranowa postura. Do tego imię, Carlosito, nasz polski Karolek. Czy taka postać może wzbudzać jakiekolwiek negatywne emocje? Carlos Robledo Puch, główny bohater filmu, to postać prawdziwa, w Argentynie bardzo znana. W 1971 roku ten niewinnie wyglądający 19-latek zastrzelił jedenaście osób, usiłował zabić dwunastą, a tak całkiem przy okazji dopuścił się siedemnastu kradzieży i dwóch porwań. Brzmi nieprawdopodobnie, a jednak ten młody człowiek bez żadnej krępacji włamywał się do ogromnych willi, sklepów z bronią, zabierał to, na co miał ochotę, przy okazji wypalając w środku papierosa czy pijąc drinka, bo - po prostu - miał na to ochotę. W towarzystwie swojego szkolnego kolegi Ramona i jego ojca Carlos zagłębia się coraz bardziej w przestępczy światek, odwiedzając bogatych koneserów sztuki i bawiąc się do rana w klubach Buenos Aires. Rodzice nie mają pojęcia czym trudni się ich syn, nie są jednak głupi i czują, że broń, którą Carlosito trzyma pod kołdrą nie jest atrapą.


Carlos wydaje się znudzony życiem, a wszystkie włamania i zabójstwa są dla niego błahostką, zachcianką rozkapryszonego chłopca, który chce zapodać sobie zastrzyk adrenaliny. Wydaje się, że nie istnieją dla niego żadne limity, po prostu chce udowodnić całemu światu, że MOŻE. Ramón wkrótce przestaje być dobrym kompanem do popełniania przestępstw, bowiem Carlosito nie rozumie idei partnerstwa i przestrzegania jakiegokolwiek planu. Mimo, że nie myśli o konsekwencjach swoich czynów, dość szybko przekona się, że zabijanie to przecież nie zabawa. Otwarte zakończenie każe nam wątpić w losy młodego mordercy, choć w rzeczywistości Puch odsiaduje najwyższy wyrok w jednym z argentyńskich więzień.

Nie ukrywam, że lwią część atmosfery buduje ścieżka dźwiękowa. Bardzo fajnie skomponowane kawałki dodają scenom energii, choć momentami odniosłam wrażenie, że jest ich trochę za dużo. Stroje z epoki i ładne zdjęcia wprowadzają klimat lat 70. Ameryki Południowej, a reżyser postanawia mocno skupić się na erotycznym napięciu pomiędzy bohaterami. W wyniku tego tworzy na ekranie dziwny miks niepokojących wątków, które za bardzo się ze sobą gryzą. Główny bohater ani mnie szczególnie nie rusza, ani mu nie kibicuję. Interakcje z innymi postaciami wypadają niezwykle nijako i bez wyrazu. Tempo i dialogi wleką się w ślimaczym tempie, a kolejne sceny wydają się powtórką tych, które widzieliśmy przed chwilą (włam, zabójstwo, sarkastyczny dialog, ucieczka). Śmierć w "Aniele" wydaje się być estetyczna, a zło pod postacią kradzieży wyidealizowane. W żadnym momencie nie mówi się, że to przecież niemoralne, dla Carlosa przecież zabijanie to zabawa.

"Anioł" to dla mnie film nijaki. Patrzysz na mijające przed oczami sceny, słuchasz muzyki i dialogów, ale tak naprawdę nie oglądasz szczerze przedstawionej historii. Mimo, że trwa dwie godziny, w żadnym momencie nie poczułam się nią zaangażowana, bardziej zirytowana bezczelnym bohaterem, który robi to co przyjdzie mu akurat do głowy. Może po prostu nie rozumiem socjopatów?

Komentarze