Zwierzęce instynkty.

Rewelacja z Cannes i mnie przyciągnęła do kina, chociaż przyznam się bez bicia, że nigdy nie należałam do fanów kina włoskiego. "Dogman" jednakże wydawał mi się zbyt absurdalny, żeby móc go przegapić. Po obleganych pokazach przedpremierowych od 14.09 do zobaczenia premierowo na polskich ekranach - i niech nie zmyli was zwiastun; to nie jest lekki film na niedzielne popołudnie.

Smutna, opuszczona i nieciekawa dzielnica gdzieś we Włoszech. Marcello, drobny i niepozorny mężczyzna o łagodnym spojrzeniu prowadzi mały zakład fryzjerski dla psów. Jego życie kręci się wokół zwierząt, które kocha nad życie, i swojej małej córki, której chce dać wszystko czego zapragnie. Razem z kumplami z pobliskich pawilonów od lat tworzą zgraną paczkę. Jak można się domyślić, jego biznes nie przynosi mu ogromnych zysków, dlatego też okazjonalnie Marcello dorabia na boku rozprowadzając narkotyki. Jednym z jego klientów jest potężny Simone, ogromny osiłek na wiecznej fazie, który terroryzuje wszystkich naokoło i dla którego słowo "nie" nie istnieje. Lokalna społeczność ma Simone po prostu dość. Jedyną postacią, która jako tako dogaduje się z mięśniakiem jest nasz poczciwy Marcello - jeśli akurat nie sprzedaje mu kreski to na przykład pomaga mu przy kradzieżach czy podwozi go zakrwawionego do domu jego mamy. Uległy i posłuszny psi fryzjer spełnia wszystkie zachcianki Simone, do czasu gdy ten składa mu propozycję nie do odrzucenia, która drastycznie zmieni jego życie.

Najjaśniejszym punktem filmu jest oczywiście główny bohater, który z miejsca zyskuje naszą sympatię. Jego miłość do psów nie ma granic, wydaje się, że potrafi zaskarbić sobie życzliwość nawet agresywnego warczącego pitbulteriera. Miły i lubiany przez wszystkich Marcello wydaje się postrzegać świat w bardzo prosty sposób - ja będę dla ciebie uprzejmy i łagodny, a ty staniesz się moim przyjacielem. Jego naiwność i uległość nie pasuje do światka, w którym się obraca. I choć łatwo wydedukować do jakiego finału to wszystko zmierza, emocje na ekranie zmieniają się z minuty na minutę, pozostawiając widza w ciągłym napięciu.


W trakcie seansu co chwilę chciałam skarcić Marcello za jego głupie zachowanie. Z drugiej strony, wobec sytuacji w jakich zostaje postawiony, jakakolwiek decyzja wydawałaby się po prostu zła. Jego relacja z Simone jest pełna negatywnych, zwierzęcych emocji. Panowie przez cały czas się ze sobą ścierają, walczą, a ich konflikt wydaje się nie do rozwiązania. Ta zwierzęcość jest tutaj niezwykle ważna, bo to ona stanowi motor dla całej fabuły. Marcello można postrzegać jako delikatnego małego kundelka, który przez bycie usłużnym próbuje zaprzyjaźnić się z agresywnym rottweilerem, nie mającym zamiaru podporządkowywać się regułom. Można też spojrzeć na to z innej perspektywy: Marcello nieudolnie stara się wytresować, udomowić nieobliczalnego Simone, który zachowuje się właśnie jak dziki, bezpański pies. Jakąkolwiek interpretację obierzemy, oczywistością jest brak happy endu. 

Zdecydowanym atutem jest aktorski duet Marcello Fonte i Edoardo Pesce (swoją drogą niezwykła przemiana do roli). Panowie tworzą zgraną ekranową "parę", między nimi przez cały czas kipi od emocji. Fantastyczne kadry i kolory oddają smutną rzeczywistość, w której żyją bohaterowie. Film Garrone to bardzo dobrze studium psychologiczne oprawcy, jego ofiary i relacji jakie ich łączą. Jedyne do czego mam zastrzeżenia to długość "Dogmana", niektóre ze scen wydawały mi się przeciągnięte na siłę, a zakończenie, gdyby było choć 5 minut krótsze, miałoby dużo mocniejszy wydźwięk. 

Komentarze