Film - uczucie.

Kiedy emocje Oscarowe opadły, a kina wznowiły działalność, nadszedł czas, by ruszyć na ten wyczekany najlepszy obraz roku. "Nomadland" to jeden z tych filmów, które pod płaszczykiem "zwykłości" przemycają garść życiowych lekcji. I myślę, że się mu to udaje!

Empire w stanie Nevada powstało by służyć państwu. Jak wiele pracowniczych miast na całym świecie, przez kilkadziesiąt lat istniało, tylko po to, by wydobywać gips. W 2011 r. fabryka zamknęła swe podwoje, pozbawiając ludzi pracy i, co za tym idzie, domów. Zablokowano kod pocztowy, a miasto powoli pustoszało. Jedną z mieszkanek Empire była Fern, która chwilę wcześniej pochowała swojego męża. Kobieta ma do dyspozycji w pełni wyposażonego busa, którego nazywa przewrotnie Awangarda i który mieści praktycznie cały jej dobytek. Ten pojazd to jej dom. Bohaterka nie mając w sumie nic do stracenia rusza Awangardą w podróż... no właśnie, dokąd?



Chcę w tym miejscu z całą stanowczością napisać, że ten film nie może zostać sklasyfikowany jako konkretny gatunek, bowiem byłoby to dla niego krzywdzące. Nie jest to dokument, choć mówi o prawdziwym mieście i pojawiają się w nim realne postacie. Nie jest to dramat ani film obyczajowy, ani nawet kino drogi. Od "Nomadland" tak naprawdę nie można oczekiwać niczego, oprócz solidnej dawki ludzkich, nieprzefiltrowanych emocji.

Zarówno Frances McDormand jak i reszta drugoplanowych (w większości prawdziwych) postaci jest w tym filmie fenomenalna. Nie ma w "Nomadland" nawet przez chwilę próby moralizowania, oceniania wyborów bohaterów. Reżyserka oddaje im głos, by można było zobaczyć i poczuć jak wygląda ich życie i dlaczego wiodą je w taki a nie inny sposób. Świetnym zabiegiem było włączenie McDormand w dorywcze prace, których podejmują się nomadzi w prawdziwym życiu takie jak np. sezonowe zbieranie buraków, praca w Amazonie czy na polu kempingowym; to bowiem wzmacnia poczucie, że zarówno Zhao jak i główna bohaterka chcą dogłębnie poznać ich społeczność. Jasne, można się doczepić, że film jest o niczym, że "życie to ja mam w domu", a na ekranie ludzie tylko rzucają frazesami albo gapią się w niebo. Warto się jednak przyjrzeć tej produkcji choćby z czystej ciekawości i chęci zapoznania tak mocnej i ciekawej grupy społecznej (która w Polsce nie miałaby raczej racji bytu).

Poza bohaterami siłą tego filmu są kapitalne zdjęcia i muzyka, które po pierwsze oddają piękno natury, ale też potęgują wrażenie pustki i wielkości otaczającego nas świata. Czas mija, kolejny rok przechodzi prawie niepostrzeżenie. Przychodzi lato, następna dorywcza praca, a minibus bohaterki toczy się dalej po amerykańskich drogach. "Nomadland" mówi: "Człowiek jest tylko małym pyłkiem, drobinką, która przez chwilę kręci się po Ziemi i znika, a ona trwa i trwa w swej potędze. Wykorzystajmy to mądrze."

A Fern? Nie jest ani szczęśliwa, ani smutna. Ona po prostu jest, tak jak i życie, które toczy się wokół niej. W pewnym momencie zaczęłam autentycznie wkurzać się na to, że odtrąca bliskich i świadomie rezygnuje z ciepłego domu, poczucia stabilizacji. Nie rozumiałam tego, bo w końcu kto normalny nie chciałby budzić się rano w suchym łóżku z gorącym śniadaniem na talerzu, otoczony rodziną? Jednakże ostatnie momenty filmu chyba pozwoliły mi lepiej zrozumieć bohaterkę i jej wybory, choć nie są one wcale takie zdecydowane. Ona nie postępuje dobrze, ani źle, bo nie wie, co za chwilę się wydarzy. Przez kilkanaście (można zakładać) lat mieszkała w jednym miejscu, mając obok siebie wyłącznie ukochanego męża. I nagle ta rzeczywistość zniknęła, miasto upadło, a kobieta musiała zadać sobie pytanie: "Co ja mam teraz zrobić ze swoim życiem?". Co ciekawe, w żadnym momencie nie robi z siebie ofiary i nie chce niczyjego wsparcia, po prostu żyje z dnia na dzień i stara się odnaleźć swoje nowe miejsce. A czy tego dokona? Tego nie wie nawet sama Fern.

Wnioski z filmu mogą być przygnębiające i przytłaczające. Ten film to uczucie - może być to smutek, strach, niepewność, złość... ale bohaterka nie każe sobie współczuć, nie prosi o pomoc, a jedynie o szacunek dla jej wyborów. Myślę, że to stanowi o sile "Nomadland", które, może dość naiwnie, ale bardzo stanowczo pokazuje, że dla wielu życie to wieczna podróż.


Komentarze

Prześlij komentarz