Oh, hi, Mark!

"The Room" to produkcja z 2003 roku okrzyknięta najgorszym filmem świata, jednym z tych, które są tak złe, że aż bawią, Napisana, wyreżyserowana i odegrana przez jednego człowieka, tajemniczego Tommy'ego Wiseau historia budzi niemałe kontrowersje i otwiera drzwi do dyskusji. Od prawie 15 lat zbiera pełne sale kinowe na specjalnych pokazach, a gromadzący się tam ludzie znają każdą kwestię na pamięć. James Franco, aktor, który sam pała się reżyserią filmów, które zwykle nawet nie wchodzą do szerokiej dystrybucji, postanowił zmierzyć się z legendą "The Room" - panie i panowie, przed wami (do tej pory) najlepszy film 2018 roku - "The disaster artist".

"The disaster artist" to dla mnie to mieszanka parodii, biografii i dramatu obyczajowego, która przybliża kulisy powstawania "The Room", przy okazji nakreślając co nieco tło i okoliczności, w których się narodził. Oparta na książce Grega Sestero historia przenosi nas do San Francisco lat 90. James Franco wciela się w samego Tommy'ego, a w roli Grega partneruje mu jego brat Dave. Panowie poznają się na lekcjach teatru i szybko stają się przyjaciółmi. Wydają się kompletnie inni, a jednocześnie podobni w swych dość naiwnych marzeniach o karierze w Hollywood. Tommy to postać zdecydowanie nietuzinkowa, żeby nie powiedzieć, ekscentryczna. Jego specyficzny ubiór i dziwaczny akcent, jego tajemniczość i groteskowość niektórych zachowań zniechęca większość ludzi. Greg to typowy przystojniak, który pragnie zostać wielką gwiazdą, zdecydowanie brak mu jednak charyzmy. Mężczyźni wyruszają do Los Angeles w pogoni za marzeniami, by ostatecznie (korzystając z zasobnego portfela Wiseau) stworzyć od zera dzieło, które stanie się kultowym - choć chyba nie o taką sławę im chodziło...


Podrzucający raz po raz niuanse znane tylko fanom "The Room" film jest naprawdę świetnie nakręconą produkcją, która przez cały czas trwania nie zwalnia tempa. Szczerze powiedziawszy, dawno nie byłam na seansie, który sprawiłby mi tak autentyczną, szczerą przyjemność. Wraz z bohaterami śledzimy kulisy powstawania filmu, od pisania scenariusza poprzez mękę na planie aż do premiery kinowej. Postać Wiseau jest przedstawiona w sposób genialny i niebanalny. Egocentryzm Tommy'ego połączony z jego absolutnym i niepodważalnym brakiem talentu z jednej strony bawi, z drugiej, stanowi o tragizmie jego postaci. To niezrozumiany przez nikogo dziwak, zapatrzony w Jamesa Deana i Marlona Brando, cytujący Szekspira w restauracji, który przelewa na papier frustracje wzięte z własnych doświadczeń. Jak zauważa trafnie jedna z aktorek, "The Room" to w rzeczywistości historia o nim samym. Jego przyjaźń z Gregiem jest pokręcona i toksyczna, a jednak , mimo wszelkich niesnasek, szczera i nierozerwalna. 

Franco dla mnie wykonał w tym filmie potężną pracę, poczynając od samej transformacji swojej postaci, która przekazuje wszystkie dziwactwa Tommy'ego - jego ubiór, długie czarne włosy, cudaczny akcent i śmiech, który brzmi jak sztuczny. James zdecydowanie jest najjaśniejszą postacią "The disaster artist", jego brat w roli Grega dotrzymuje mu jednak kroku. Cały film, mimo że stworzony przez znane nazwiska, zachowuje kameralną i przyjacielską atmosferę. Co ciekawe, ideą "The disaster artist" nie jest ośmieszenie Wiseau, wręcz przeciwnie - widać, że twórcy świetnie znają "The Room" i starają się dojść do motywacji Tommy'ego i zrozumieć jego działania. Produkcja Franco to też moim zdaniem uniwersalna opowieść o fascynacji kinem, o przyjaźni i pogoni za marzeniami o wielkiej karierze, które często umierają po zderzeniu z rzeczywistością. Wiseau mimo wszystko potrafi przekuć porażkę w sukces, może więc jednak jego pragnienia zostały spełnione
Panie Franco, naprawdę zasłużył pan na Złote Globy!

PS. Seans "The Room" przed "The disaster artist" obowiązkowy.

Komentarze