Koszmar latarnika.

Derek Cianfrance to reżyser, który wyraźnie umiłował sobie melodramaty. Jest to również jeden z moich ulubionych gatunków, jednakże w zalewie tanich romantycznych historii ciężko znaleźć jest prawdziwie dobrze zrobiony film tego typu. Reżyser, po "Blue Valentine" i "Drugim obliczu" tym razem zdecydował się na przeniesienie książki M.L.Stedman "Światło między oceanami". Pozycja w odbiorze jest dość przeciętna (nie wiem czy to nie w głównej mierze wina tłumaczenia), tym bardziej ciekawa byłam ekranizacji tejże opowieści.

Przyznam, że bardzo zrobiły na mnie wrażenie ujęcia oceanu i sceny kręcone na wyspie Janus. Latarnia jawi się tam jako oaza spokoju, ale też samotności. Daje schronienie Tomowi, jest jego ucieczką od społeczeństwa. Jako miłośniczka natury zostałam ujęta pięknymi zdjęciami wody i natury. W scenach z latarni zawiera się samotność i izolacja głównego bohatera, co stanowi miły kontrast dla ckliwej historii, wokół której kręci się cały film.


A jest ona prosta jak drut. Weteran I wojny światowej (Michael Fassbender) przyjmuje posadę latarnika. Zakochuje się w pięknej Isabel (Alicia Vikander), która niedługo później dołącza do mężczyzny na wyspie. Młoda para okazuje sobie miłość na każdym kroku. Niespodziewane wydarzenia na maleńkiej Janus wstrząsną małżeństwem i wystawią ich moralność na próbę. Reszta filmu spoczywa na głównie barkach Rachel Weisz, która występuje w drugoplanowej, aczkolwiek ważnej, roli. Losy trzech bohaterów splotą się nieoczekiwanie na całe życie i wywrócą je do góry nogami.

Poza trójką wymienionych wcześniej aktorów reszta wypada niezwykle bezbarwnie, nie wybijając się nijak ponad powierzchnię. Między bohaterami można powiedzieć, że istnieje jakaś chemia, nie jest ona jednak przedstawiona w bardzo realistyczny sposób. Aktorzy nie są w stanie zatrzymać mojej uwagi przez PONAD dwie godziny, przez co seans ciągnie się jak flaki z olejem (dosłownie), by zaserwować nam na koniec piękny łzawy widoczek. Połowa z końcowych scen mogłaby równie dobrze zostać wycięta i nie zmieniłoby to znacznie fabuły.

Historia sama w sobie jest niezwykle poruszająca i stanowi naprawdę ciekawą bazę. Mógł z tego wyjść dobry, wzruszający i przejmujący fobraz zgłębiający psychikę człowieka, dla którego miłość jest tylko tłem - umówmy się, nie o samo małżeństwo w tym filmie chodzi. Zamiast tego dostajemy na tacy miałki i do bólu przewidywalny film na pierwszą randkę. Ckliwość wylewa się na nas litrami, zasłaniając to, co powinno stanowić clue całej opowieści. Chętnie zobaczyłabym "Światło między latarniami" jako obraz zgłębiający ludzki charakter - jak postąpić w tak ekstremalnej sytuacji jaka występuje w filmie, jak żyć z kłamstwem, jak ocenić takiego człowieka z perspektywy moralności? Szkoda, że jedyne co Cianfrance wyciągnął z książki to słaby melodramat.

Komentarze