Zbrodnia i kara.

Sprawa Wampira z Zagłębia to epizod z lat 70. którym żyła praktycznie cała Polska. Do tej pory powstało wiele publikacji na temat bezwzględnego zabójcy, jednakże Maciej Pieprzyca ze swoim "Jestem mordercą" posunął się o krok dalej. Jako że jestem dzieckiem lat 90. przyznaję, że wcześniej o tej sprawie nie słyszałam. Niezwykle udany plakat oraz akcja promocyjna skutecznie przekonały mnie do zagłębienia się w tajemniczy świat morderstw. 

A temat ten jest, jakkolwiek głupio to zabrzmi, bardzo dobrym do nakręcenia filmu. Zdzisław Marchwicki, Wampir z Zagłębia, morduje 14 kobiet, a usiłuje zabić kolejne 7. Zagłębie pogrąża się w strachu i terrorze. Ewenement na skalę kraju i Europy. Potwór. Morderca. Po długotrwałym i ciężkim śledztwie zostaje w końcu złapany i osądzony. I pokój zapanował w Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej pod rządami towarzysza Edwarda Gierka.

W filmie historię poniekąd przedstawia nam milicjant Janusz Jasiński, którego po zabójstwie kolejnej z kobiet (rodziny Edwarda Gierka) wybiera się na kierującego śledztwem. Młody i pełen ambicji mężczyzna (w tej roli Mirosław Haniszewski) zdaje sobie sprawę, że podrzucono mu kukułcze jajo. Postanawia jednak dać z siebie wszystko i nadać powolnemu śledztwu energii. Wraz ze swoją grupą ekspertów chwyta się wszystkiego, co nie zostało dotychczas sprawdzone - ucieka się nawet do pomocy komputera i samego pierwszego sekretarza - wszystko, by zaskarbić sobie uznanie władzy i schwytać mordercę. W rozwalającym się domu przy torach kolejowych czeka na niego rozmemłana żonka (Magda Popławska - przepraszam, ale nawet nie mogłam na nią spokojnie patrzeć), która cierpliwie pogłaszcze po głowie i pochwali męża przed ojcem mieszkającym we Włoszech (iście Oscarowa rola Piotra Garlickiego, pojawił się w filmie na 3 minuty). W końcu cierpliwość Janusza zostaje nagrodzona. Ze zlepków marnych poszlak znajduje człowieka, który prawdopodobnie dopuścił się okrutnych zbrodni. Choć nie ma twardych dowodów, zatrzymuje Wiesława Kalickiego, typowego śląskiego robotnika, który mieszka w rozpadającej się chatynie z resztą swojej patologicznej rodziny, i miesiącami trzyma go w areszcie próbując dowiedzieć się prawdy. 

A no właśnie. Prawdy. Gdzie jest ta prawda, moi drodzy? Na tym polega innowacyjność Pieprzycy, bowiem wysuwa on hipotezę, że aresztowany człowiek jest absolutnie niewinny. Janusz niby cieszy się, że złapał winnego, ale nie do końca wierzy sam sobie. Próbuje zaskarbić sobie sympatię Kalickiego, oglądając z nim mecze i przynosząc mu makowca na Święta. W oczach kolegów staje się bohaterem: morderstwa ustały, Polacy w końcu czują się bezpieczni. Zmienia mieszkanie (żonka z radości prawie chodzi po ścianach) i zostaje sąsiadem majora milicji, z którym wypija litry wódki. Wszystko wydaje się takie... sielankowe, Jasiński jednak gryzie się sam ze sobą. Kalicki nie mówi nic a jednak wydaje się, że jest niewinny. Gdy odkrywa "prawdę", jest już za późno - cała Polska już wydała wyrok na Kalickim. Mimo, że poznaje nowe dowody, nie jest w stanie pomóc mężczyźnie. Władza ludowa po raz kolejny pokazuje swoją moc.


Jakkolwiek Janusz by się zwijał na ekranie - nie przekonuje mnie do siebie absolutnie. Zakładam, że film miał być studium psychologicznym zarówno mordercy, jak i milicjanta. I naprawdę miał potencjał! Jednakże studium to jest niezwykle mizerne, spłycone do granic możliwości. Ilość wątków i postaci mnoży się jak w jakimś słabym serialu i nie pozwala widzowi chociaż na chwilę refleksji. Niektóre z epizodów mają rozbudować postać Jasińskiego i pokazać jak daleko się posunie w drodze na szczyt, mam jednak wrażenie, że odnoszą skutek odwrotny od zamierzonego. Wszystko takie proste, a temat wcale łatwy nie jest. Tempo akcji jest za szybkie, a do tego teza postawiona przez Pieprzycę pozostawia we mnie swego rodzaju niepokój. Jeśli zabił - to dlaczego? Jeśli nie - skąd ta pewność? Muszę też zwrócić uwagę na element, który jest w filmach absolutnie kluczowy. "Jestem mordercą" ma WYJĄTKOWO słabo dobrany soundtrack. Kompletnie nieudany i idący swoją drogą. Chajdecki chciał być trochę tajemniczy, trochę w epoce a trochę jak w "Whiplash". 

All in all, najnowsza produkcja Pieprzycy to po prostu kolejny średniak zainspirowany prawdziwymi wydarzeniami. Jakubik w roli Kalickiego, choć bardzo dobry, nie jest w stanie udźwignąć całego filmu sam. A tak dla własnej informacji, poczytajcie o Wampirze z Zagłębia i dopowiedzcie sobie resztę tej smutnej historii sami.

Komentarze