Rodzina absolutna.
Z
napisaniem tej recenzji zbierałam się od tygodnia. Nie dlatego, że
nie mam nic do powiedzenia na temat „Ostatniej
rodziny”, wręcz przeciwnie. Problem w tym, że emocje, które
odczuwam wciąż po seansie są ciężkie do wytłumaczenia. O
rodzinie Beksińskich słyszałam, przyznaję jednak, że nigdy nie
byli oni obiektem moich zainteresowań. Audycji Tomasza nigdy nie
słyszałam, a obrazy Zdzisława znałam tyle o ile, niemniej, z
niecierpliwością wyczekiwałam na „swoją kolej”, tym bardziej,
że zachwyty dochodziły do mnie zewsząd. Trochę jak z „Bogami”
sprzed dwóch lat (których to do tej pory nie jestem w stanie
obejrzeć).
Mogę stwierdzić, że moja cierpliwość została wynagrodzona. Nie
przyłączę się jednak do osób, które bezkrytycznie nazywają
ten film arcydziełem ponieważ dla mnie stanowczo nim on nie jest. W
bardzo ciekawy sposób natomiast przybliża nam (w tym mnie,
kompletnemu laikowi), losy rodziny, którą z całą pewnością
można nazwać niezwykłą. Na te dwie godziny stałam się członkiem
rodziny Beksińskich, którzy naginali ogólnie rozumianą
„normalność” do swoich zasad.
Z całą pewnością trzeba przyznać, iż każda z postaci jest
niezwykle dobrze rozpisana, pogłębiona. Ani przez chwilę nie
miałam wrażenia, że czegoś mi brakuje. Na pierwszy rzut oka widać
fenomenalnie dobrane postaci, między którymi istnieje bardzo silna
więź. Andrzej Seweryn nie był Andrzejem Sewerynem. Rola
Beksińskiego, człowieka absolutnie nietuzinkowego, utwierdza mnie w
przekonaniu, że mamy do czynienia z aktorem wybitnym. Gesty, mimikę,
utarte frazy typu: „proszę ja Ciebie” wkomponował Seweryn w
film w sposób rewelacyjny. Aleksandra Konieczna chwyciła mnie za
serce swoją niezwykle szczerą i otwartą grą. Wspaniale wypada w
roli Zofii Beksińskiej, pani domu trzymającej się swoich domowych
obowiązków, spokojnej (z pozoru) i utrzymującej (z pozoru)
harmonię i ład w domu. Myślę jednak, że na większość widzów
najmocniej zadziałał Dawid Ogrodnik w roli syna Tomasza, człowieka
niespokojnego, niestabilnego, miotającego się z życiem. W trakcie
seansu obserwujemy jego walkę z samym sobą, walkę niezwykle
emocjonalną i sugestywną, taką, z którą może wielu z nas też
się utożsamia. Postać ta wzbudza najwięcej kontrowersji – mówi
się o niej jako o przerysowanej, wyolbrzymionej do granic
możliwości. Prawdopodobnie jest w tym wiele racji. W „Ostatniej
rodzinie” sceny z synem są ekstremalne, czasem nawet męczące. Z
jednej strony kiwałam głową i myślałam sobie „no tak,
wyobrażam sobie przez co przechodzi” a z drugiej miałam ochotę
krzyczeć na niego, żeby się ogarnął.
Nie jestem w stanie stwierdzić jak prawdziwa jest filmowa „Ostatnia
rodzina”. Na pewno Matuszyński starał się uchwycić to, co
stanowiło o wyjątkowości Beksińskich. Nie ukrywajmy, że w grę
wchodzi również jego wizja artystyczna, niemniej, mam nadzieję (bo
nie wiem tego na 100%), że obraz stara się być jak najwierniejszy.
Wspaniałe zdjęcia, muzyka i dzieła „głowy rodziny” Zdzisława
tylko wzmacniają to wrażenie.
Co jeszcze czyni ten film tak innym? Niesamowita, momentami
turpistyczna codzienność. Życie Beksińskich wypełnione jest
sprzątaniem, gotowaniem i... umieraniem. Zofia gotuje zupę, Tomasz
pochłania chińszczyznę na wynos a Zdzisław zamawia sobie do domu
kilka zgrzewek Pepsi. Film jest aż do bólu przesiąknięty
śmiercią, która wżera się okrutnie w fabułę. I w „Ostatniej
rodzinie” właśnie pełno jest takich scen: bezpośrednich,
mocnych, wręcz odpychających, dających po ryju. Przyznaję, że
niektóre zrobiły na mnie niesamowite wrażenie, czułam się jakby
przekroczone zostały absolutnie wszelkie granice. Dla Beksińskich
jednak granice te jak widać były zupełnie inne, może nawet nie
istniały, a filmowanie zwłok czy też wyrzucanie telewizora przez
okno było rzeczą kompletnie zrozumiałą. Sceny z Tomaszem są
zwykle pełne krzyku, mocnych słów i gestów. Nie ukrywam, że
takie naładowanie emocjami po jakimś czasie zaczęło mnie męczyć
a mózg usilnie domagał się choć chwili spokoju.
Na pewno „Ostatnia rodzina” to film potrzebny, odzierający ze
złudzeń. Prawdziwi artyści to nie bogowie ani celebryci żyjący w
pałacach oderwani od rzeczywistości. Beksińscy to ludzie z krwi i
kości, ze wszystkimi swoimi wadami i zaletami. Może i są
przerysowani, I don't care. Na ekranie stanowią jedność, trio
doskonałe, ostatnią rodzinę, rodzinę absolutną.
Komentarze
Prześlij komentarz